Proszę zostawić męża w spokoju! – na sądowym korytarzu głos podnosi żona mężczyzny oskarżonego o molestowanie dzieci. I to przez 12 lat. Wysoki, potężnie zbudowany, 30-letni Krzysztof J. rzuca się z wyciągniętymi, skutymi kajdankami rękami na reportera „Gazety Krakowskiej”.
– Ja ciebie … – z wściekłą miną nie kończy. W ostatniej chwili odciąga go jeden z konwojujących go policjantów. To początek procesu przed Sądem Rejonowym w Wieliczce. – Sprawa oskarżonego toczy się z wyłączeniem jawności – mówi sędzia Maciej Pragłowski.
Tę samą formułkę powtarza obrońca mężczyzny. – Nic nie powiem, nie wolno mi – ucina. Gdy w grudniu ub.r. Krzysztof J. został zatrzymany,mieszkańcy Zakrzowa koło Wieliczki byli w szoku. J. mieszkał tam od dwóch lat w domu teściów. Pracował, był uważany za spokojnego, uczynnego sąsiada. Do kościoła chodził, do kieliszka raczej nie zaglądał.
Wpadł wtedy, gdy o tym, czego się dopuścił, opowiedziała rodzicom jedna z pokrzywdzonych, którą Krzysztof J. próbował wykorzystać. Potem członkowie jego rodziny próbowali ukryć przed sąsiadami zatrzymanie mężczyzny. Na wścibskie pytania, gdzie się podział Krzysiek, odpowiadali, że ma pracę za granicą.
W trakcie śledztwa ustalono kolejne jego ofiary. Jak mówił wtedy na gorąco Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie, mężczyzna od 1997 r. do 2002 r. wielokrotnie doprowadził 13-letnią dziewczynkę do poddania się czynnościom seksualnym. Sprawca miał wtedy 17 lat, używał przemocy i gróźb. Dziecko było przetrzymywane w piwnicy jego domu w pobliskich Sławkowicach. Kolejną, 7-letnią dziewczynkę wielokrotnie molestował aż przez 10 lat, od 1999 do 2009 r.
Pokrzywdzone były wtedy dziećmi, ale o swojej krzywdzie opowiedziały, gdy były już pełnoletnie. Jedna z nich twierdzi, że przed laty została uprowadzona przez Krzysztofa J., gdy wracała ze szkoły. Wciągnął ją siłą do auta i zawiózł do swojego domu. Przez kilka godzin więził w piwnicy, molestował i wszystko nagrywał. Potem powtarzał to wielokrotnie. Za każdym razem groził dziewczynce, że spotka ją coś złego, jeśli piśnie słowem o tym, co ją spotkało.
Ustalono w sumie cztery pokrzywdzone. Jedna nie zdecydowała się na składanie zeznań.
W śledztwie Krzysztof J. przyznał się do winy, opisał przebieg zdarzeń. Trafił do aresztu, przebywa w nim cały czas. W jego domu znaleziono około 300 płyt DVD, na wielu były nagrania małych dziewczynek. Biegły miał ocenić, czy zawierają one treści pornograficzne i czy trafiły do internetu, jak przypuszczano. Czy tak się rzeczywiście stało, nie wiadomo: zarówno postępowanie prokuratorskie, jak i sądowe jest niejawne. Krzysztof J. do tej pory nie był karany, a nawet notowany przez policję. Grozi mu do 12 lat więzienia.
Artur Drożdżak
tekst i foto: gazetakrakowska.pl
{mos_fb_discuss:8}