Wilson cieknie. Zagrożenia w kopalni w Wieliczce nie ma?

W jednym z szybów kopalni Wieliczka znacznie zwiększył się wyciek wody. Zdaniem grupy naukowców z AGH to kolejny dowód na fatalny stan kopalni. Okręgowy Urząd Górniczy i władze kopalni uspokajają: – To prawdopodobnie wina ostatnich deszcz.

Grupa naukowców związanych z Akademią Górniczo-Hutniczą zwraca uwagę na niedobrą – ich zdaniem – sytuację w kopalni soli w Wieliczce: w szybie wentylacyjnym „Wilson” doszło do wycieku wody. – Nie potrafię powiedzieć o jego przyczynach. Jednak doszły mnie informacje, że w czasie prac renowacyjnych trafiono na tzw. kurzawkę [przestrzeń w gruncie wypełniona piaskiem przemieszanym z wodą – przyp. red.] i nastąpił wyciek wody – zwraca uwagę dr Antoni Łopata z Akademii Górniczo-Hutniczej. – Może to nic istotnego… Moim zdaniem jednak wskazuje, że w Wieliczce wciąż brakuje odpowiednich zabezpieczeń.

Okręgowy Urząd Górniczy, który decyduje m.in. o sprawach bezpieczeństwa w kopalniach, podaje, że nie ma żadnych informacji o pracach w szybie. – Wiemy o wycieku, jednak na pierwszy rzut oka to nic poważnego. Będziemy jednak badać jego przyczyny. Wolimy dmuchać na zimne – wyjaśnia Wojciech Jeziorowski, szef OUG w Krakowie. – Szyb jest dość płytki, więc może to być ujście deszczówki.

Uspokaja również Kajetan d’Obyrn, dyrektor kopalni. – To jeden ze 136 wycieków w kopalni, które mamy pod kontrolą. Znajduje się w szybie ok. 10 m pod powierzchnią. W ciągu ostatnich dni woda zwiększyła tam napór. Z normalnych 6 litrów na minutę zrobiło się 12. Nie mówiłbym jednak o zagrożeniu. Będziemy to sprawdzać, ale na razie jesteśmy przekonani, że to efekt ostatnich silnych opadów – mówi dyrektor d’Obyrn.

Naukowcy zaniepokojeni stanem kopalni w Wieliczce uważają, że nawet tak drobnym wyciekom należy się uważnie przyglądać. Są przekonani, że ignorowanie takich zdarzeń może doprowadzić do zawałów chodników, których efekty będą widoczne na powierzchni.

To kolejna odsłona sporu o stan wielickiej kopalni, który trwa w świecie naukowym od września 2008 r. Rozpoczął się od kłótni o słuszność decyzji władz kopalni, które postanowiły wtedy całkowicie zamknąć zawory na tamie w podziemnym chodniku Mina.

Tama powstała po katastrofie w 1992 roku. Udało się wtedy niemal w ostatnim momencie uniknąć zawalenia chodnika (w wyniku niekontrolowanego wycieku woda zalała chodnik i podmyła jego ściany).

Od tamtej pory kopalnia nadzorowała tamę i dbała, by panować nad upuszczaniem wody z chodnika przez zawory w zaporze. Dwa lata temu władze kopalni zdecydowały jednak, że bezpieczniej będzie, jeśli zawory zostaną całkowicie zamknięte. Decyzja kopalni została poparta ekspertyzą specjalistów z AGH, ale część naukowców zaczęła bić na alarm, że zamknięcie tamy może doprowadzić do katastrofy.

Aby ostatecznie rozstrzygnąć spór, prezes Wyższego Urzędu Górniczego, nadzorującego wszystkie kopalnie w Polsce, powołał specjalną komisję, która zakończyła prace we wrześniu 2009 r. – Komisja wydała nam zalecenia dotyczące zabezpieczenia kopalni, a my je realizujemy. Jedynym kłopotem są pieniądze. Nawet komisja we wnioskach swojego raportu zasugerowała, że powinniśmy dysponować dwukrotnie większymi środkami niż dziś, i to co najmniej przez kilka lat – twierdzi d’Obyrn.

Wielicka kopalnia wydaje rocznie ok. 50 mln zł na konserwację kopalni, czyli likwidację nieużywanych części i zabezpieczanie wycieków.

Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków

{mos_fb_discuss:7}

 

Dodaj komentarz